piątek, 11 września 2020

 

Na zawsze 

             Wasza M.




Nie zawsze wszystko wydaje nam się takie proste. Zwykłe sytuacje życiowe sprawiają, że zostają podcinane nam skrzydła. Czy w dzisiejszych czasach można znaleźć kogoś komu można w pełni zaufać? Jeśli jesteś tutaj to znaczy, że chcesz przeżyć jeszcze raz ze mną tę przygodę. Uwaga! Przygotuj sobie filiżankę herbaty i usiądź wygodnie. Zabieram Cię w podróż do tamtych dni kiedy szukałam swojej ścieżki w dorosłym życiu. Czy mi się udało? Tego dowiesz się na końcu!


                                       Rozdział I

- Mamo jesteś? - rozległ się krzyk w cichym, ciemnym mieszkaniu

KARTKA NA STOLE ,, Jestem na spotkaniu ze znajomym. W lodówce masz kolację. Wrócę późno nie czekaj na mnie. Kocham Cię. MAMA.’’

Ostatnio zdarza się to coraz częściej. Od roku znika gdzieś bez śladu, a kiedy pytam gdzie i z kim była wykręca się w dziwny sposób. Ale zacznijmy od początku…

Jestem Magda. Mam 19 lat. Razem z mamą żyjemy w małym mieszkanku w Krakowie. Rodzice rozstali się jak miałam 4 latka jednak tata nigdy nie odszedł ode mnie. Przeprowadził się do Sopotu. Tam znalazł bardzo dobrą pracę, a dwa lata później poznał kobietę, z którą ożenił się i ma dwójkę dzieci. Wszyscy mamy bardzo dobry kontakt. Wiecie to niezła frajda mieć wakacje za darmo :) Razem tworzymy dużą zgraną rodzinkę. Mama natomiast długo wzbraniała się od nowego związku. Całą swoją uwagę skupiła na mnie i na pracy. Chyba dobrze sobie poradziła z wychowaniem nastolatki co nie zawsze należało do łatwych. W tym roku kończę liceum. Jest to dla mnie bardzo ważny rok, ponieważ zdaje maturę oraz zaczynam próby do spektakli w teatrze muzycznym. Dostałam się tam w wieku 13 lat i z tym wiązałam swoją przyszłość. Moi bliscy byli dla mnie najważniejsi, dlatego właśnie zastanawiałam się dlaczego mama znika w ostatnim czasie wieczorami. Od kilku miesięcy zauważyłam, że uśmiecha się coraz częściej, stroi, robi mocny makijaż. Zaczęłam snuć pewne domysły…

TRZASK DRZWI

- Mamo?! - powiedziałam

- Czemu jeszcze nie śpisz kochanie ? - zapytała mama

- Czekam na Ciebie. Jak było? - stanęłam w drzwiach oczekując odpowiedzi

- Gdzie? - mama udała, że nie wie o co chodzi

- No na kolejnym twoim tajemniczym spotkaniu! Przecież widzę, że coś przede mną ukrywasz. Ciągle gdzieś wybywasz, jesteś weselsza, chodzisz z głową w chmurach. Nie jestem już małą dziewczynką. Martwię się o Ciebie. Nie wiem o co chodzi. - stwierdziłam zdenerwowana

- No dobrze powiem Ci. Nie dam rady chyba tego dłużej ukrywać. Bałam się jak zareagujesz. Siadaj. Zrobię nam herbatę i pogadamy. - mama wskazała na krzesełko przy stole

Usiadłam trochę zestresowana nie wiedząc o co chodzi.

Mama zrobiła herbatę i usiadła po drugiej stronie stołu patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.

- Madziu chce żebyś pamiętała, że zawsze Cię kochałam najbardziej na świecie i to się nigdy nie zmieni bez względu na wszystko. Jesteś największym moim skarbem. Tak było od początku kiedy tylko przyszłaś na świat. Od razu pokochaliśmy Cię z tatą najmocniej jak się tylko da. - zaczęła mówić mama

- Teraz zaczynam się bać coraz bardziej po takim wstępie. - powiedziałam zdenerwowana

- Dobrze. Powiem wprost. Poznałam kogoś z kim jestem szczęśliwa. Spotykamy się od roku. Zakochałam się. - mama patrzyła na mnie zawstydzonym wzrokiem

- Od roku?! Hmmm… Spotykacie się tyle czasu i dopiero teraz mi o tym mówisz?! Naprawdę? Myślałam ,że sobie ufamy i nic przed sobą nie ukrywamy. Zawiodłam się na Tobie. I nie chodzi tu o to, że kogoś masz. Powinnaś mi dawno już powiedzieć - wstałam od stołu i zdenerwowana zatrzasnęłam za sobą drzwi

Nigdy wcześniej nie czułam się tak źle. Było mi przykro, że mama ukrywała przede mną tak ważną sprawę dotyczącą jej życia. Nawet nie wiedziałam kto to jest, gdzie się poznali…

Tego wieczoru już więcej nie wyszłam ze swojego pokoju. Musiałam wszystko sobie poukładać w głowie. Mama nie napierała na wymianę zdań już więcej tego dnia. Czuła, że mnie zawiodła.

Następnego dnia wstałam wcześnie rano, abyśmy się nie spotkały. Ubrałam się, umalowałam, zjadłam śniadanie i poszłam na autobus. Czekając na przystanku rozmyślałam o wczorajszym wieczorze. Było mi przykro, że dowiedziałam się wszystkiego na końcu.

Przed szkołą czekała już na mnie moja przyjaciółka Oliwia. Wiedziałyśmy o sobie wszystko. Znałyśmy się od 15 lat. Byłyśmy dla siebie jak siostry. Często umawiałyśmy się na kawę, zakupy. Zawsze znajdowałyśmy dla siebie czas. Miło było wiedzieć, że jest się dla kogoś ważnym.

- Hej piękna – przywitała się ze mną Oli

- Hej… - na mojej twarzy widniała złość

- Co ty masz taką minę jakbyś zjadła całą cytrynę? Coś się stało? - zapytała

- Nie uwierzysz. Moja mama wczoraj wieczorem oznajmiła mi, że od roku spotyka się z jakimś gościem i że się zakochała. Rozumiesz?! Przez rok to ukrywała. Nie mogę tego pojąć. Obiecywałyśmy sobie szczerość wobec siebie – wykrzyczałam

- Wow!!! Jestem w ciężkim szoku. Faktycznie ostatnio inaczej się zachowywała. Wiesz kto to w ogóle jest? - patrzyła się na mnie ze zdziwieniem

- Nie mam pojęcia. Wczoraj wyszłam trzaskając drzwiami. Nie pozwoliłam jej dokończyć. Na razie muszę się z tym oswoić – stwierdziłam

- Dobra kochana ,nie myśl teraz o tym. Pamiętasz, że wieczorem jest imprezka u Filipa?! Musimy się naszykować. Będzie wiele osób, których nie znasz. Ma być dużo jego kolegów z siłowni - Oliwia się zaśmiała

- I to ma mnie pocieszyć? Dobra chodźmy już wariatko!!! - zażartowałam

Lekcje minęły bardzo szybko. Za trzy godziny wróciłam do domu. Mama czekała na mnie już z obiadem.

- Kochanie siadaj do stołu. Pewnie jesteś głodna – powiedziała kobieta

- Postarałaś się – pochwaliłam ją patrząc na przygotowane półmiski

- Chciałam Cię przeprosić. Nie wiedziałam jak Ci o tym powiedzieć. Obiecuje, że więcej nie będę mieć przed Tobą żadnych tajemnic. Mam dla Ciebie pewną propozycję. Mam nadzieję, że się ucieszysz.

Usiadłam do stołu. Zaczęłyśmy jeść pyszny makaron. Mama świetnie gotowała. Zresztą była menadżerką w bardzo słynnej restauracji na Starym Mieście. Uśmiechałyśmy się do siebie jedząc. Po skończonym posiłku mama podała paterę z jeszcze gorącym ciastem. Nalała do kubków kawę. Zaczęłyśmy opowiadać sobie nawzajem o tym jak minął nam dzień. Kobieta wypytywała również o przygotowania do wieczornej imprezy. Była wszystkiego bardzo ciekawa. Nagle zaczęła mówić:

- Mam pewną propozycję. Chciałabym, żebyście poznali się z Albertem. Zaprosił nas jutro na kolację. Mieszka ze swoim dorosłym synem. Bardzo mi zależy, żebyście się poznali.

- Jesteś pewna, że tego na pewno chcesz? - zapytałam zaskoczona

- Oczywiście. Przede wszystkim chcę twojego spokoju.

- Bardzo chętnie pójdę. - uśmiechnęłam się

WIECZÓR

Ubrana w piękną czerwoną sukienkę czekałam już naszykowana na Oliwię i jej chłopaka. Mieli po mnie przyjechać. Wyszłam przed blok. Gdy podjechali wsiadłam do samochodu. W dobrych nastrojach pojechaliśmy do Filipa. Chłopak był starszy od nas o 5 lat. Był naszym przyjacielem. Poznaliśmy się przez Szymona – ukochanego Oli. Była to niesamowita ekipa. Tworzyliśmy paczkę zgranych, bardzo bliskich sobie ludzi. Rodzice mężczyzny wyjechali na weekend, dzięki temu zaprosił kilku swoich znajomych. Kolegował się z chłopakami z siłowni, w której pracował. Mieszkał w pięknym domku na obrzeżach miast. Wysiedliśmy pod obiektem. Weszliśmy na podwórko. Zostaliśmy bardzo miło przywitani.

- Hejka. Jesteśmy pierwsi? - zapytaliśmy

- No siemanko. Nie, nie. Jest jeszcze mój ziomal Bartek. - odpowiedział Filip

Poszłam do stołu, żeby rozpakować przekąski, które przyniosłam. Odwróciłam trochę głowę i zobaczyłam w oknie przystojnego bruneta. Uśmiechnęłam się lekko. Mężczyzna wyszedł na zewnątrz przywitać się.

- Hej, jestem Bartek – wyciągnął do mnie dłoń

- Hej, Magda – zrobiłam to samo

- Miło mi.

- Mi również.

- Widzę, że jako jedyna jesteś zainteresowana wyglądem tego stołu – zaczął się śmiać

- Taaak? - zapytałam zdezorientowana

- Widziałem przed chwilą jak wszystko przestawiałaś.

- Widzę, że twoją pasją jest siedzenie w oknie. - powiedziałam z ironią

- Po prostu mam tak, że jak widzę ładną dziewczynę to nie mogę przestać jej obserwować.

- Czyli większość kobiet podglądasz – zaśmiałam się

- Rzadko mi się to zdarza.

- Muszę już iść pomóc Oliwii.

- W takim razie do zobaczenia później – uśmiechnął się chłopaka

- Do zobaczenia!

Niedługo przyszli wszyscy goście i impreza się zaczęła. Czułam się bardzo nie swojo. Chłopak co chwilę przyglądał mi się uważnie studiując całą moją sylwetkę. Co prawda muszę przyznać, że ja też nie mogłam od niego oderwać wzroku. Był bardzo przystojnym, wysokim mężczyzną.

Impreza nabierała coraz szybszego tępa. Odeszłam trochę na bok, aby odetchnąć. Usiadłam na huśtawce. Zamknęłam oczy trzymając w dłoni szklankę z drinkiem.

- Mogę się dosiąść? - nagle ktoś zapytał

Otworzyłam oczy i zobaczyłam Bartka.

- Jasne – powiedziałam ucieszona

- O czym myśli taka piękna kobieta?

Zaśmiałam się głośno.

- Jesteś bardzo miły muszę to przyznać, ale chyba przesadzasz.

- To cały ja – powiedział zadowolony

- Przyszłam trochę odetchnąć.

- Tam jest strasznie głośno.

- Dokładnie.

- Opowiesz mi coś o sobie? - zapytał chłopak

- A co chcesz wiedzieć?

- Najlepiej wszystko! - zaśmiał się

- Mam 19 lat, chodzę do liceum, gram w teatrze muzycznym, w tym roku zdaje maturę. W wolnym czasie spotykam się ze znajomymi, chodzę do klubów, jeżdżę na rowerze. Staram się zdrowo żyć. Moje życie opiera się na wielogodzinnych próbach. Nie wiem co mogę jeszcze dodać.

- Na razie tyle wystarczy.

- A ty?

- Mam 24 lata, studiowałem rehabilitację, pracuje na siłowni. Co najlepsze zainteresowania mam podobne. Tylko, że nie mam prób, ale mam treningi, To się liczy? – uśmiechnął się Bartek

- Liczy!

- Cieszę się.

- Czemu aż tak bardzo?

- Bo możemy spędzać czas razem robiąc to samo.

- Rozumiem – uśmiechnęłam się lekko

- Dasz mi swój numer telefonu?

- Szybki jesteś!

- A na co mam czekać?

- No w sumie. Może i racja.

- To co? Dostanę?

- Może i tak – drażniłam się z nim

Chłopak wyjął telefon i mi go dał, abym wpisała się do kontaktów. Zrobiłam to. Oddałam mu go. Wstałam i odeszłam.

Po imprezie wróciłam do domu z Szymonem i Oliwią. Bardzo szybko usnęłam. Byłam zmęczona. Rano czekały na mnie świeże bułeczki. W piekarniku już było ciasto na wieczór. Mama chodziła podekscytowana i przeglądała swoje sukienki. W międzyczasie opowiedziałam jej o przebiegu wczorajszej imprezie. Po śniadaniu wysłała mnie do pokoju, żebym poszukała czegoś ładnego na kolację. Nigdy wcześniej nie widziałam jej takiej. Byłam trochę zestresowana jednak starałam się zachować spokój. Wreszcie wyjęłam z szafy odpowiedni kombinezon, który mama zaakceptowała. Zaczęłyśmy się malować, czesać. Wreszcie się ubrałyśmy. Spakowałyśmy jedzenie i pojechałyśmy. Nasza podróż trwała bardzo długo. Patrzyłam zaciekawiona dokąd jedziemy. Wreszcie dojechałyśmy na osiedle domków. Wysiadłyśmy pod jednym z nich. Nagle furtka się otworzyła i wyszedł postawny mężczyzna.

- Cześć kochanie – pocałował mamę na przywitanie

- Magda poznaj Alberta.

- Cześć – wyciągnął do mnie rękę

- Dzień dobry.

- Chodźcie do środka. Wszystko już jest gotowe. Mój syn właśnie wyjmuje pieczeń z piekarnika. Mam nadzieję, że posmakuje Wam wszystko. Bardzo się staraliśmy.

Dom był bardzo duży i piękny. Zapach rozchodził się wszędzie. Ujrzałam z dala stół, który był elegancko zastawiony w mnóstwo półmisków i salaterek z jedzeniem. Było wiele zapalonych świec. Podałam mężczyźnie reklamówkę z naszymi potrawami. Albert bardzo się ucieszył, podziękował i zawołał swojego syna.

Nagle przede mną stanął ten sam przystojny brunet, z którym spędziłam wczorajszy wieczór. Oboje byliśmy bardzo zaskoczeni. Nie wiedzieliśmy co powiedzieć. Mama nagle nas zapytała:

- Czemu macie takie dziwny miny?

- My się już poznaliśmy – powiedział Bartek

- Jak to? - zapytał jego tata

- Spotkaliśmy się wczoraj na imprezie u mojego znaczy naszego wspólnego kolegi – odezwałam się

- Ale zbieg okoliczności – stwierdziła mama

- Tak! Kto by się spodziewał! - powiedziałam

- Wiedziałem,że ta historia będzie niezwykła – zaśmiał się chłopak

Po chwili poszliśmy do salonu. Zaciekawiona rozglądałam się na wszystkie możliwe strony. Bardzo mi się podobało. Obaj zrobili na mnie rewelacyjne wrażenie. Zaprosili nas do stołu. Mebel był syto zastawiony w różne przekąski, sałatki. Po chwili Bartek nalał mi do kieliszka czerwonego wina i zaczęliśmy biesiadować.

- Bardzo się cieszę, że wreszcie się spotkaliśmy. Jedzmy bo wystygnie moi drodzy. Smacznego – powiedział Albert

Nagle zapadła cisza. Każdy skupił się na swoim talerzu. W mojej głowie kotłowały się różne myśli. Analizowałam zachowanie obu mężczyzn. Zastanawiałam się jacy są, jak żyją, o czym myślą. Bardzo chciałam poznać ich bliżej.

Po skończonym posiłku zaczęliśmy rozmawiać.

- Pyszna kolacja. Nie wiedziałam, że z Was tacy rewelacyjni kucharze – zaśmiała się mama

- Cieszymy się niezmiernie. Zależało nam na tym, aby wszystko wyszło doskonale – powiedział Bartek

- Panie Albercie mogę zadać kilka pytań?- zapytałam zaciekawiona

- Możesz mówić do mnie po imieniu. Śmiało! - odpowiedział

- Dobrze… A więc czym się zajmujesz?

- Pracuje w branży informatycznej w dużej amerykańsko – polskiej korporacji. Głównie zajmuje się projektowaniem stron dla ważnych firm, organizacji. Współpracujemy z ludźmi na całym świecie.

- Aaa, rozumiem. Stąd taki piękny dom. Mieszkacie tutaj tylko we dwóch?

- Tak. Moja żona odeszła zaraz po urodzeniu Bartka. Nigdy nas tak naprawdę nie chciała. Miałem nadzieję,że dziecko wszystko zmieni.

- Przykro mi.

- Madzia już przestań. To nie jest przesłuchanie – skwitowała mama

- Nie ma sprawy. Jeżeli masz jeszcze jakieś pytania to pytaj. Chcę, żebyś wiedziała, że poważnie traktuje twoją mamę. Zresztą nie zrobiłem tej kolacji bez powodu. Wiem, że dzisiaj jest dopiero nasze pierwsze wspólne spotkanie, jednak za długo już to odwlekam.

- O czym mówisz tato? - zapytał syn

- Marzenko wiesz, że bardzo Cię kocham i zależy mi na Tobie. Mam nadzieję, że zestarzejemy się razem i stworzymy cudowny dom.

Mężczyzna przyniósł bukiet czerwonych róż. Uklęknął na jedno kolano i wyciągnął z marynarki małe pudełeczko, w którym był pierścionek. Wszyscy oniemieliśmy ze zdziwienia. Nikt z nas nie spodziewał się, że sytuacja rozwinie się w tak szybkim tempie. Na mamy twarzy pojawiło się zawstydzenie ale i uśmiech. Bez wahania zgodziła się na propozycje Alberta. Nam pozostało tylko im pogratulować. Ucieszyłam się, że po tych wszystkich latach kiedy była sama wreszcie znalazła kogoś z kim jest naprawdę szczęśliwa. Po całym tym zamieszaniu udaliśmy się z Bartkiem na ogromny taras. Chłopak zapytał:

- Co o tym wszystkim myślisz?

- Nie wiem co myślę. Jestem bardzo zaskoczona. Nie spodziewałam się. Dopiero co się poznaliśmy, a okazuję się, że zaraz będziemy rodzinką. Przed wczoraj dowiedziałam się o Twoim tacie, a dzisiaj zaręczyny.

- Też jestem zdziwiony. Wiedziałem, że ojciec się z kimś spotyka, ale nie myślałem, że to jest takie poważne.

- Spróbujmy cieszyć się razem z nimi. Nie psujmy im tego. Chcę żeby czuli nasze wsparcie.

- Zgadzam się. Opowiesz mi co chcesz robić po liceum?

- Haha. Tak.

Spojrzeliśmy się na siebie nawzajem.

- Chciałabym pójść na studia muzyczne. Kocham to, uwielbiam być na scenie.

- Muszę przyjść koniecznie na Twój spektakl.

- Zapraszam. Załatwię Ci wejściówkę, właściwie Wam powinnam powiedzieć – zaśmiałam się

- Trzymam Cię za słowo.

- Wiesz kiedy byłam małą dziewczynką tata zabierał mnie na musicale do różnych teatrów w Polsce, a nawet na świecie. W Paryżu, Rzymie czy Barcelonie. Podziwiałam każdego aktora ze zdumieniem i czułam, że wchodzą całym sobą do tego fikcyjnego świata. Stają się jego częścią. Oddają w pełni. Uwielbiam to. Tyle poświęciłam, żeby być teraz w tym miejscu, w którym jestem.

- Widzę, że to dla Ciebie całe życie. Ja jeździłem i jeżdżę na zawody w koszykówkę. Sport jest dla mnie największą pasję jaką miałem. To niesamowite, że możesz zapomnieć o wszystkim w jednej chwili. Liczy się tylko pasja.

- Tak. Zgadzam się. Wracamy do środka? Robi się coraz zimniej już.

- Chodźmy!

Weszliśmy do domu. W środku było już ciemno. Nikogo nie było.

- A gdzie są rodzice? Która godzina?- zapytałam

- Już 3. Pewnie poszli spać. Zaraz Ci pościele u siebie w pokoju, a ja pójdę spać do gościnnego – powiedział chłopak

- Nie rób sobie kłopotu. Ja pójdę do gościnnego.

- Nie ma mowy. U mnie jest wygodniej. Lepiej się wyśpisz.

Poszliśmy na górę. Weszliśmy do pokoju Bartka. Zaczęłam się rozglądać. Zwróciłam uwagę na jego wszystkie medale za zawody. Zaczęłam zadawać mnóstwo pytań. Pościelił mi i skierował się w stronę drzwi.

- Jeżeli chcesz skorzystać z łazienki to jest naprzeciwko. Mogę dać Ci jakąś swoją koszulkę do spania.

- Będę wdzięczna. Dziękuję.

- Śpij dobrze Magda – uśmiechnął się

- Dobranoc – odwzajemniłam jego uśmiech

Chłopak zamknął za sobą drzwi. Zaczęłam się przebierać. Potem poszłam się wykąpać. Wróciłam do pokoju. Zgasiłam światło. Położyłam się. Natychmiast usnęłam.

Rano obudził mnie podmuch świeżego powietrza. Otworzyłam pomału oczy i zobaczyłam uchylone okno. Koło tapczanu stała taca, na której był świeżo wyciskany sok pomarańczowy i croissanty z czekoladą. Obok stała karteczka z napisem SMACZNEGO :)

Zaczęłam jeść. Potem naszykowałam się i zeszłam na dół. Bartek, Albert i mama siedzieli w salonie przy kawie i się śmiali.

- Najedzona? - zapytał Bartek

- Bardzo. Dziękuję. Było pyszne – odpowiedziałam

Usiadłam na chwilę.

- O czym tak namiętnie dyskutujecie? - zapytałam

- O Waszej przeprowadzce! - powiedział Albert

- Słucham?! - byłam zdezorientowana

- Teraz kiedy się oświadczyłem Twojej mamie musicie z nami zamieszkać.

- Żartujecie sobie ze mnie, prawda?

- Ależ skąd!

- Mamo?

- Kochanie tak będzie łatwiej. Będziemy prawdziwą rodziną. Tutaj będziesz mieć swój pokój. Wszyscy się zmieścimy.

- A co z naszym mieszkaniem? Może ja tam zostanę.

- Nie ma takiej opcji. Chcę żebyś była razem ze mną, z nami. A pomyślałam sobie, że mieszkanie wynajmiemy i będziemy mieć dodatkowe pieniądze.

- Ale przecież…. Nie ważne. Kiedy mamy się przeprowadzić? - zapytałam wściekła

- W przyszłym tygodniu. Na spokojnie zdążymy spakować wszystkie rzeczy.

- Dobrze. Skoro tak chcecie! A możemy już teraz wracać do domu? Muszę zacząć się pakować – zaśmiałam się

- Wracamy – zaśmiała się mama

 

                                                    ROZDZIAŁ II

Tydzień był bardzo intensywny. Skupiłyśmy się z mamą na pakowaniu naszych rzeczy. Było tego tak dużo. Pełno kartonów walało się po całym mieszkaniu. Ciężko było nam się przemieszać, aby o nic nie zawadzić. Każdy dzień był do siebie podobny. Bartek ciągle pisał i wydzwaniał pytając czy nie potrzebuję pomocy i jak sobie radzę. To było bardzo miłe, że ktoś się interesował aż tak, że nie dawał mi żyć. Byłam mu wdzięczna za każde dobre słowo. Stawał mi się coraz bliższy. Często o nim myślałam…

Nadszedł dzień przeprowadzki. Z samego rana przyjechał ogromny ciężarowy samochód, który zabrał nasze rzeczy. Pojechałyśmy zaraz za nim do chłopaków. Pod domem już na nas czekali.

- Witajcie w domu! - powiedział bardzo szczęśliwy Albert

- Od rana czekamy na Was z niecierpliwością – Bartek się uśmiechnął

Weszliśmy do środka. Poszłam na górę do swojego pokoju. Zaczęłam rozpakowywać kartony. Na przeciwko drzwi stało ogromne łóżko. Przed nim na ścianie był zawieszony telewizor. Po prawo była ogromna szafa z lustrem i toaletka. Po lewo komoda i biurko. Wszystko już czekało na to, aby tam zamieszkać.

Minął już tydzień odkąd zamieszkałyśmy razem z mężczyznami. O dziwo wszystko idzie rewelacyjnie. Mamy świetny kontakt. Rozmawiamy ze sobą, śmiejemy się, żartujemy.

Za parę dni czeka mnie powrót do teatru. Pilnie przygotowywałam się do swojej roli. Starałam się codziennie po parę godzin ćwiczyć swoją formę i kondycję. Od rana do wieczora grała głośna muzyka. Jednak nikomu to nie przeszkadzało. Próby wymagały bardzo dużych poświęceń od aktorów. Poświęcaliśmy cały swój czas. Dostawaliśmy do nauczenia się scenariusz, który wymagał od nas znajomości nut. Na próby przychodziliśmy już perfekcyjnie przygotowani.

Nadszedł dzień pierwszego od dłuższego czasu spektaklu. Nigdy się nie stresowałam. Przywykłam do tego wszystkiego. Na szczęście najbliżsi mi ludzie byli ze mną podczas tego wieczoru. Na widowni w pierwszym rzędzie zasiedli: Mama, Albert, Bartek, Oliwia, Szymon i Filip. Czułam ich ogromne wsparcie. Pierwszy akt przeszedł bez żadnych problemów i komplikacji. Natomiast w drugim tańcząc swój popisowy numer jeden z tancerzy wpadł we mnie i sprawił, że straciłam równowagę. Upadłam. Moja stopa wygięła się w drugą stronę. Nie mogłam wstać. Natychmiast zostało wezwane pogotowie. Zabrali mnie do szpitala. Tam okazało się, że niefortunny wypadek doprowadził do operacji. Byłam załamana. W jednej chwili moje poukładane życie zamieniło się w katastrofę. Wiecie to trochę tak jakby ktoś pozbawił Wam tlenu niezbędnego do życia. Człowiek wtedy czuje, że się dusi. I właśnie teraz tak samo się czułam. Wszystkie marzenia zostały zrujnowane. Spędziłam tydzień w szpitalu po czym mama ze swoim partnerem zabrali mnie do domu. Wszyscy skakali wokół mnie jakby nie wiadomo co się ze mną działo. Zatrudnili pielęgniarkę, która przychodziła do nas pięć razy w tygodniu, aby dawać mi zastrzyki, sprawdzać czy rana się dobrze goi i zmieniać opatrunek. Często też próbowała ze mną rozmawiać, aby dodać mi otuchy w ciężkich chwilach. Wiedziała, że sytuacja jest bardzo poważna. Przestałam jeść, wychodzić ze swojego pokoju. Całymi dniami leżałam. Miałam zasłonięte rolety. Odmawiałam przyjmowania leków, które sprawiały, że mniej bolała noga. Zrezygnowałam nawet z rehabilitacji, która miała dać mi możliwość swobodnego poruszania się w życiu codziennym. Domownicy całymi dniami przychodzili do mojego pokoju i namawiali do jakiej kol wiek aktywności. Nawet zwykłej rozmowy. Trzy tygodnie po operacji już było wiadomo, że nigdy więcej nie będę mogła tańczyć. To sprawiło, że już nawet nie miałam siły płakać. Stałam się rozdrażniona i agresywna. Mama nawet sprowadziła tatę z Sopotu, który przyjechał z dziadkami. Nikt nie był wstanie mi pomóc…

Zostało dwa tygodnie do studniówki. Dzień, na który czeka każda licealistka nie był już taki wyjątkowy. Moja sukienka wisiała od pół roku w szafie. Specjalnie na tą okazję pojechałyśmy z Oliwią do Wrocławia. To właśnie tam znajduje się główna lokalizacja salonu naszego ulubionego francuskiego projektanta. Przyjaciółka nieustannie dzwoniła, pisała, przychodziła do mnie, ale nie było ze mną kontaktu. Wszyscy starali się mnie przekonać, że nie mogę zrezygnować z mojego życia przez to, że już nie będę nigdy tańczyć. Nikt by nie pomyślał, że człowiek przez półtora miesiąca jest wstanie schudnąć aż 6 kilo bez żadnego ruszania się. Ale taka jest rzeczywistość. Przez brak jedzenia i ciągłe zamartwianie się nie potrzebowałam dużo czasu, aby stać się wrakiem. Ledwo co szłam do łazienki nie mając siły. Po długich namowach zdecydowałam się pójść na studniówkę. Byłam na niej zaledwie dwie godziny. Moje zdrowie nie pozwalało mi na więcej. Kolejne tygodnie spędziłam na nauce do matury. Siedziałam od rana do nocy w książkach. I tak oto w ten sposób szybko minęło czas. Dało mi to siłę, ponieważ zapomniałam o wszystkich moich problemach i zmartwieniach. Egzaminy poszły mi bardzo dobrze. Bartek woził mnie do szkoły, abym nie musiała jeździć sama. Zawsze wspierał mnie. Dodawał otuchy. Mama ciągle na siłę starała się wpychać mi różne posiłki. Kategorycznie odmawiałam. Od wielu miesięcy żyłam wyłącznie na wodzie i bananach. Moje nogi były cienkie jak gałęzie drzew. Na mojej buzi można było dostrzec zapadnięte policzki i duże oczy. Coraz ciężej było mi pokonywać drogę nawet trzech metrów. Rodzicom udało się przekonać mnie do badań kontrolnych. Kuzynka Alberta, która była pielęgniarką pobrała mi krew w domu i zaniosła do laboratorium. Za kilka dni mieliśmy już wyniki. Były krytyczne.

- Magda, córeczko… Proszę Cię! Porozmawiaj wreszcie z nami – powiedziała mama

- My chcemy dla Ciebie jak najlepiej. Jesteś młoda, piękna, utalentowana. Znajdziesz jeszcze coś co Cię uszczęśliwi. Na nowo poczujesz radość z tego co robisz. Pomożemy Ci ze wszystkim. Mama dzisiaj zrobiła pyszną zapiekankę. Zjedz choć troszkę – Albert patrzył się na mnie jakbym była małą dziewczynką.

- Dobrze. Daj mi trochę – odpowiedziałam

Mama postawiła przede mną talerz z jedzeniem. Po dziesięciu minutach patrzenia się na naczynie wzięłam je do ręki. Miałam opór, aby włożyć widelec do buzi. Po pierwszym kęsie poczułam jak cała zawartość rośnie mi w buzi. Rzuciłam talerz i zwymiotowałam obok stołu.

- Mamo! Przepraszam!!! Nie mogę – wykrzyczałam płacząc

- Kochanie nic się nie dzieje! Zaraz posprzątamy – mama bardzo mocno mnie przytulała i starała się zachować spokój

Do oczu Alberta i Bartka napływały łzy. Byli przerażeni, że wszyscy doprowadziliśmy mój organizm do takiego stanu. Obaj wzięli się za sprzątanie.

- Tato, jest tragicznie! - Bartek był zdenerwowany

- Synu, będzie dobrze! Jesteśmy w tym wszyscy razem. Wyjdzie z tego! Słyszysz! Nie zostawimy jej – Albert skwitował

Przez następne dni siedziałam na górze w swoim pokoju oglądając filmy i seriale. Od tygodnia nie wstałam z łóżka. I nie było to spowodowane moją kontuzja, ale moim złym samopoczuciem. Bartek codziennie przychodził do mnie przynosząc picie i jedzenie. Zawsze zostawał na parę godzin i opowiadał mi różne historie. Spoglądałam na niego dużymi, niebieskimi oczami lekko się uśmiechając.

- Zabawny jesteś! - zażartowałam

- Cieszę się! Chciałbym zabrać Cię na randkę – powiedział chłopak

- Hahaha, do salonu na dół.

- Jestem pewny, że uda nam się pójść na taką prawdziwą randkę.

- Wiesz, że to na razie niemożliwe.

- Byłoby możliwe, gdybyś zgodziła się na wizytę u lekarza. Wiesz, że on by Ci pomógł. Nie musiałabyś się już męczyć i mogłabyś wreszcie zacząć normalnie żyć.

- Chyba sam nie wiesz o czym mówisz! Nigdy już nie będzie jak dawniej. Teatr to był mój żywioł.

- Ale nadal możesz grać. Możesz być aktorką, śpiewać. Brak tańca nie wyklucza nic.

- Taniec to moja największa pasja. To tak jakby tobie ktoś zabronił chodzić na siłownie albo grać w kosza.

- Nie zaprzepaszczaj swojego talentu i tego co już udało Ci się osiągnąć.

- Jestem wrakiem człowieka. Nie jestem nic warta.

- Źle się czujesz, bo się dawno poddałaś. Mogłaś poddać się rehabilitacji i żyć normalnie. Przynajmniej byś funkcjonowała jak każdy człowiek. Teraz kuśtykasz. Zgłoś się do lekarza. Zrób to jeżeli nie dla siebie to dla mnie.

Bartek podniósł się i wyszedł z pokoju. Zostałam sama myśląc o tym co mi powiedział.

Nadszedł kolejny piękny, słoneczny dzień. Siedziałam na tarasie z ogromnym bólem głowy. Wzięłam już dzisiaj 3 tabletki przeciwbólowe. Byłam bardzo blada.

- Przynieście jeszcze te dwie miski na dwór – powiedziała mama

Postawiła na stole dzbanek z domową lemoniadą, cztery szklanki. Albert przyniósł paterę z ciastem drożdżowym i talerzyki. Bartek misę z owocami. Wszyscy usiedli napawając się ciepłym dniem.

- Słuchajcie ostatnio zacząłem rozmyślać o ślubie naszym ślubie. Chciałbym już planować gdzie zrobimy wesele, ilu gości zaprosimy – narzeczony mamy rozmyślał

- Magda chciałabym żebyś była moją świadkową – mama się na mnie patrzyła

- Z wielką chęcią – uśmiechnęłam się

- A Ty Bartek moim.

- Tato, nie spodziewałem się.

I tak nasze popołudnie zeszło na ciągłej rozmowie o tym wyjątkowym dniu dla naszych rodziców. Wieczorem włączyliśmy sobie film, który pozwolił nam się oderwać od wszystkich myśli. Po seansie udałam się do łazienki. Zaczęłam myć zęby. Z minuty na minutę czułam jak moje nogi, ręce, głowa robią się ciężkie i tracą wszystkie siły. Spojrzałam w lustru. Szczoteczka wypadła mi z dłoni uderzając o umywalkę. Przed sobą ujrzałam bladą dziewczynę z dużymi oczami. Niżej nos, z którego zaczęła sączyć się krew. Spływała coraz szybciej. Wzięłam gazik i próbowałam zatamować obszerne krwawienie lecz nic z tego. Przysiadłam na wannie. Do drzwi zaczął pukać Bartek.

- Magda wszystko okey?

- Zadzwoń po pogotowie!- krzyknęłam

Nie zastanawiając się wbiegł do środka.

- Jezu! Przyłóż jeszcze jeden wacik. Ile to trwa?

- Koło 20 minut. Pomóż mi! Błagam Cię! Słabo… - osunęłam się na podłogę.

Chłopak przerażony wołał ,,POMOCY’’. Mama z Albertem zjawili się błyskawicznie. Od razu pojawiła się panika i strach. Za 15 minut przyjechała karetka. Ratownicy postanowili natychmiast zabrać mnie do szpitala. Nie pamiętam za dużo. Mój organizm był wycieńczony. Zatamowano mi krwawienie dzięki odpowiednim lekom. Podłączono mi kroplówkę. Po odzyskaniu ze mną kontaktu ciągle robili mi jakieś badania. Po pięciu dniach powiedziano nam, że muszę jeszcze zostać w klinice. Rodzice byli przerażeni. Nie wiedzieli co mają robić.

- Mogliśmy zabrać ją do prywatnej kliniki.

- Tu chodzi o jej życie, a my nadal nic nie wiemy. To jest wyścig z czasem.

- Ja nie mogę jej stracić – powiedział Bartek

- Nikt nikogo nie straci. Wszystko będzie dobrze. Mój przyjaciel jest ordynatorem w klinice w Zakopanem. Zadzwonię zaraz do niego i przewieziemy ją bezpiecznie. Oni na pewną znajdą przyczynę jej stanu zdrowia – Albert powiedział zdenerwowany

- Dziękuję Ci kochanie! Doceniam, że jesteście z nami w tej chwili.

Następnego dnia byłam już naszykowana do transportu. Przyjechał odpowiedni personel. Traktowano mnie z ogromną troską. Za godzinę byłam już na miejscu. Kolega partnera mamy dr. Cezary Bern był rewelacyjnym specjalistą. Miał na swoim koncie wiele grantów i mnóstwo doświadczenia.

- Jak się czuje dzisiaj nasza pacjentka?

- Bywało lepiej – uśmiechnęłam się

- Poradzimy coś na to – odwzajemnił uśmiech

- Proszę mi powiedzieć czy to może być coś poważnego?

- Pani Magdaleno nie jestem w stanie odpowiedzieć teraz na to pytanie. Widziałem wyniki badań, które do tej pory były wykonane, ale są one bardzo niedokładne. Zrobiono tylko to co wypadało zrobić. Nie pogłębiono diagnostyki.

- Czyli zmarnowaliśmy sześć dni.

- Lekarze zatamowali krwawienie. Dodali Pani trochę siły, ale teraz skupimy się na przyczynie tego. Sprawdzimy też operowaną stopę. Może tutaj tkwi problem. Proszę o tym na razie nie myśleć.

- Dobrze! Dziękuję bardzo.

- Będzie dobrze.

Następne dni spędziłam bardzo intensywnie przemieszczając się do odpowiednich sal badań.

Mama, Albert i Bartek wynajęli sobie pokój w pensjonacie, aby codziennie móc być ze mną. W poniedziałek wreszcie przyszło to na co długo czekaliśmy czyli wyniki badań. Nikt nie wiedział czego możemy się spodziewać.

- Dzień dobry! - powiedział uśmiechnięty lekarz

- Witamy Panie doktorze.

- Jak się dzisiaj czuje nasza pacjentka?

- Nawet dobrze. Udało mi się pójść samej do łazienki. O własnych siłach.

- Bardzo się cieszę.

- Są już wyniki?

- Tak. Bardzo proszę, aby Państwo wyszli na zewnątrz. Chciałbym porozmawiać z Panią Magdą sam na sam.

- Cezary to konieczne?

- Nalegam.

Wszyscy wyszli. Zostaliśmy tylko we dwoje.

- Jest bardzo źle?- zapytałam

- Jesteś młoda, silna i waleczna.

- Proszę mnie nie trzymać dłużej w niepewności i strachu. Co mi jest?

- Wszystko wskazuje na niewydolność nerek.

- Jak to? Co to znaczy?

- Prawie w ogóle już nie pracują. Stąd nudności , wymioty, brak chęci do jedzenia, odwodnienie i osłabienie organizmu, krwotok czy szybie chudnięcie.

- Ale wszystko zaczęło się po tej nieszczęsnej operacji na stopę. To może mieć coś z tym wspólnego?

- Prawdopodobnie silne leki, narkoza przyczyniły się do szybszego osłabienia ich pracy. Twój organizm nie mógł sobie poradzić z tym sam.

- I co będzie teraz? Czemu tak się stało?

- Prawdopodobnie jest to genetyczne uwarunkowanie. Ktoś w Twojej rodzinie miał podobną wadę?

- Nic o tym nie wiem…

- Zaczniemy od dializy i leków na wzmocnienie. Jeżeli to nie pomoże będzie potrzebny przeszczep.

- Ile mam czasu?

- Na co?

- Ile mi zostało miesięcy, dni do końca?

- Słuchaj wiele takich samych przypadków trafia do nas na oddział i to w gorszych stanach. Dasz radę. Zaraz zrobimy odpowiednie badania twojej rodzinie i zaczniemy szukać dawców. Wpiszemy Cię na listę.

- Nie wiem czy jest sens.

- Nie rozumiem.

- Jeżeli zostało mi kilka miesięcy to może warto przeżyć je z bliskimi nie tracąc czasu na operacje i robienie sobie nadziei.

- Moi pacjenci się nie poddają. Wyprowadzę Cię z tego czy chcesz czy nie i koniec. Odpoczywaj. Pójdę porozmawiać z mamą i Albertem.

Zostałam sama. Zapanowała cisza i pustka. Pierwszy raz w życiu poczułam się bezbronnie. Nie wiedziałam co będzie dalej i czy mogę planować resztę swojego życia. Co z moimi marzeniami o rodzinie, mężu, dzieciach czy pięknym domu z podwórkiem i widokiem na cały Kraków. Nikt nie wiedział co będzie jutro, a co dopiero za miesiąc czy rok. Diagnoza wszystkich poruszyła. Chyba nikt się tego nie spodziewał. Każdy z nas się łudził do końca, że to nic poważnego. Zwykła anemia czy osłabienie po operacji. Nagle w każdym człowieku, który znajdował się koło mnie włączyło się poczucie winy, litość czy nadgorliwa opiekuńczość. Zarzucali sobie, że niczego nie zauważyli, nie zareagowali w odpowiedniej chwili. Prawda jest taka, że nikt nie mógł tego przewidzieć. Kiedy się rodzimy mamy czystą kartkę, która od pierwszej sekundy zapełnia się piękną notatką z codzienności. Tak, piękną, ponieważ życie jest cudowne. Niezależnie, w którym momencie teraz jesteś, co czujesz wiedź, że wszystko minie,a wraz z czasem odejdzie także i ból, który nosisz w sobie. Tak było i w tej sytuacji. Przez pierwsze dni w oczach wszystkich pojawiały się łzy, lecz z tygodnia na tydzień było coraz lepiej. Oswoiliśmy się z nową sytuacją i doświadczeniem jakie los nam podesłał.

Od postawienia diagnozy minęły już dwa tygodnie. Dializy nic nie dały. Tylko osłabiły mój organizm. Teraz cierpliwie czekałam na przeszczep. Okazało się, że nikt z moich bliskich nie mógł zostać dawcą, dlatego doktor szukał innych osób. Kolejne dni spędzałam w rodzinnym gronie. Chciałam się nimi nacieszyć póki jeszcze jesteśmy wszyscy razem. Biegali koło mnie i spełniali każdą moją zachciankę co akurat mi się podobało :) Na pierwszego dawce czekałam miesiąc, a na drugiego ponad trzy. Dwa razy kładli mnie na stół operacyjny, usypiali i kroili. Na moje szczęście obie nerki się przyjęły. Musiałam chodzić ciągle na jakieś badania i brać leki. Wraz z ,, nowym życiem’’ przyszła do mnie chęć wszystkiego na co przez ostatnie pół roku nie miałam siły. Teraz nadszedł czas na odpoczynek. Przy okazji tych wszystkich wizyt u lekarzy zajęto się moją nogą. Byłam poddana rehabilitacji.

Minęło już parę miesięcy. Czułam się coraz lepiej. Nawet moja stopa starała się funkcjonować jak należy. Wszyscy teraz żyli wyłącznie jednym wydarzeniem. Był to ślub mamy i Alberta. Miało być to całkiem spore widowisko. Była zarezerwowana piękna sala z dużym parkietem do tańca. I teraz pewnie nasunie Wam się jedno pytanie… Kto będzie Twoim partnerem, osobą towarzyszącą? Już śpieszę z odpowiedzią. Oboje z Bartkiem stwierdzaliśmy, że nie ma sensu szukać na siłę kogoś kogo nie jest się do końca pewnym. Dlatego Bartek zaprosił właśnie mnie. I teraz kolejna myśl… Jak to? Nie wolał zabrać ze sobą jakiejś koleżanki? Słuchajcie sama jestem zaskoczona. Jest to bardzo przystojny chłopak, a właściwie to już mężczyzna. Więc prawdę mówiąc sama nie wiem. Na początku to ja chciałam go zaprosić, ale to jednak on wyszedł z inicjatywą co mi bardzo odpowiadało. Dzisiaj właśnie nadszedł ten czas kiedy mama odbiera swoją suknię ślubną.

- Mamo wiesz tak się zastanawiam, że jednak jest jakaś sprawiedliwość na tym świecie.

- O czym dokładnie mówisz?

- Byłaś z tatą. Potem on znalazł sobie kobietę, a teraz Ty jesteś znowu szczęśliwa. Nie mogę w to uwierzyć.

- Z tatą po prostu byliśmy za młodzi na to by stworzyć taki prawdziwy, trwały dom. Jednak staraliśmy się, żeby żadna z sytuacji nie odbiła się na Tobie.

- Wiem. Teraz kiedy jestem w tym miejscu i kiedy widzę Ciebie i Alberta takich szczęśliwych to mam wrażenie, że to sen. Ta druga szansa i to wszystko co mnie otacza jest totalną abstrakcją. Chciałabym spełniać swoje marzenia. Zakochać się tak na zabój i po prostu być szczęśliwą.

- Wiesz, że jeżeli czegoś się bardzo chcę i jest się wytrwałym to możesz osiągnąć wszystko to co będziesz chciała. A my z całą rodziną będziemy zawsze Cię wspierać.

- Wiem. Dziękuję.

Mama zaparkowała samochód koło salonu i weszłyśmy do środka.

- Zapraszam Pani Marzenko do ostatniej przymiarki – powiedziała ekspedientka.

Mama weszła do przymierzalni. Moje serce biło coraz mocniej. Czułam się bardzo podekscytowana. Nagle mama pojawiła się w pięknej różanej sukni.

- Wow! Mamo wyglądasz przepięknie. Żałuje, że nie możesz ubrać białej, długiej takiej do kościoła. Albert będzie wniebowzięty.

- Kochanie teraz to Ty niedługo włożysz taką piękną, białą suknie. Dla mnie najważniejsze jest to, że już za parę chwil będziemy z Albertem prawdziwą rodzinką. Mężem i żoną.

- Na to poczekamy jeszcze parę lat – zaśmiałam się

Obie się bardzo wzruszyłyśmy. Pani zapakowała sukienkę w ogromną torbę i dała nam ją. Wróciłyśmy zadowolone do domu.

- Hej. Już jesteśmy – powiedziała mama

- Cześć dziewczyny – odpowiedział Albert

- Hej piękna – powiedział Bartek patrzą się na mnie

- Bartuś idź wziąć zimny prysznic to się otrząśniesz – powiedziałam śmiejąc się

- Hahaha. Wyskoczymy dzisiaj na pizze?

- Chcesz żebym nie zmieściła się w strój na ślub?

- Od jednej pizzy nic Ci nie będzie. Zaufaj mi – chłopak się zaśmiał

- Okey. Niech będzie. Ale ja wybieram miejscówkę.

- Umowa stoi.

Wybrałam włoską pizzerie przy rynku. Ubrałam się w krótką spódniczkę niczym na randkę, umalowałam, uczesałam. Sama nie wiem co wywarło na mnie tak ogromne wrażenie.

- Zapraszam Panią do samochodu.

Bartek otworzył mi drzwi. Wsiadłam.

- Bardzo się cieszę, że zgodziłaś się dzisiaj na to wyjście. W domu tylko jest jeden temat.

- No wiesz to całkiem ważna uroczystość w życiu człowieka i w ogóle wszystkich. Nie dziwię się, że przeżywają to tak mocno.

- Ale chyba my możemy trochę odreagować.

- Wiadomo, że tak. Jedno wyjście nam nie zaszkodzi.

- Czemu jedno?

- A czemu nie?

- Jutro mój kumpel robi imprezkę u siebie w domu i pomyślałem, że mogłabyś ze mną pójść.

- Hahaha. Jako kto?

- Jako osoba towarzysząca.

- Aaaa.

- No wiesz muszę Cię najpierw sprawdzić za nim pójdę z Tobą na całą noc się bawić – zaśmiał się chłopak.

- Okey. Niech będzie. Ale nie będę nikogo udawać.

- Oczywiście, że nie będziesz.

Dojechaliśmy już na miejsce. Weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy jedzonko. Bartek cały czas się na mnie patrzył i się uśmiechał.

- Coś mam na twarzy?

- Nie, czemu?

- Bo tak mnie bacznie obserwujesz i nie wiem co myśleć.

- Lubię patrzeć na piękne kobiety.

- Wszystkie? - zaśmiałam się

- Niee, ależ skąd. Musi być to coś.

- Aaaa, czyli jest to coś?

- Wiadomo, że tak.

- Wiesz, że za parę dni zostaniemy rodzeństwem?

- A wiesz, że to będzie pseudorodzeństwo?

- Nie ma czegoś takiego. Będziemy rodziną.

- Będziemy rodziną, ale nie z krwi i kości. Jesteśmy rodzeństwem bo nasi rodzice się pobierają, ale my ze sobą nie mamy nic wspólnego pod względem genetycznym.

- I co w związku z tym?

- Nic. Poczekajmy i zobaczymy co.

- Przerażasz mnie – uśmiechnęłam się

- Nie ma potrzeby, żebyś się bała – zaśmiał się chłopak

Podano nasze pizze więc zaczęliśmy jeść. Zapanowała cisza. Po zjedzeniu zaczęliśmy się dużo śmiać i żartować. Potem poszliśmy na długi spacer nad Wisłę. Czas leciał bardzo szybko. Do domu wróciliśmy jakoś po 2 w nocy.

- Dziękuję Ci za ten wieczór.

- To ja dziękuję. Mam nadzieję, że niedługo to powtórzymy.

- Na pewno. Lece spać. Dobranoc.

- Śpij dobrze.

Weszłam do swojego pokoju. Rozebrałam się i poszłam spać. Na mojej twarzy widniał tylko uśmiech.

Nadszedł kolejny piękny dzień, w którym wszyscy biegali załatwiając różne sprawy. Im bliżej do ślubu tym coraz większe zamieszanie. Każdy z nas już odliczał dni do ceremonii.

- Mamo? Dzisiaj odebrałam winietki i już rozpisałam tak mniej więcej na kartce co i jak. Musisz tylko sprawdzić i to zatwierdzić.

- Super. Bardzo Ci dziękuję kochanie. Nie wiem co byśmy bez Was zrobili.

- No coś Ty! Przecież to żaden kłopot.

- Dziękuję!

Uśmiechnęłam się i poklepałam mamę po ramieniu.

- Madzia gotowa na dzisiejszą imprezę? - zapytał Bartek

- Na jaką imprezę? - zapytałam ze zdziwieniem

- Jak to? Zapomniałaś?

- Eeeee…

- Mówiłem Ci wczoraj, że kumpel robi imprezkę. Zgodziłaś się pójść.

- Aaaaa. No tak. Przepraszam Cię. Dzisiaj od rana ciągle coś robię. Zapomniałam. Ale już pamiętam. Spokojnie - powiedziałam uśmiechając się

- To super. Bądź gotowa na 18;00.

- Okey.

Tak bardzo nie miałam ochoty na tę imprezę no, ale jednak już mu obiecałam więc chyba teraz było głupio się wykręcić. Pobiegłam się szykować. Założyłam piękną ,kremową, zwiewną sukienkę. Zakręciłam włosy, zrobiłam makijaż. I oto ja w całej okazałości. Wyszłam z pokoju i zapukałam do Bartka.

- Jestem już gotowa!

- Super. Daj mi 2 minuty.

- Okey. To w takim razie czekam na dole.

Zeszłam na dół. Stanęłam przy oknie tarasowym spoglądając w dal. Nagle poczułam, że ktoś mnie objął.

- Gotowy! – powiedział ucieszony Bartek

- To super – stwierdziłam odsuwając jego rękę

- Wyglądasz zjawiskowo.

- Dziękuję. Ty też niczego sobie.

- Zbieramy się?

- Jasne!

Wsiedliśmy do taksówki. Za 20 minut wysiedliśmy z niej. Weszliśmy do klatki jednego z apartamentów wiślanych. Zadzwoniliśmy dzwonkiem do drzwi. Otworzył je postawny blondyn.

- Siemanko!

- Siema Daniel.

- Hejka – powiedziałam uśmiechając się lekko

- To jest Magda.

- Miło mi Cię poznać! – chłopak wyciągnął rękę, żeby się przywitać.

- Mi również.

- Zapraszam do środka.

W mieszkaniu było już kilka osób. Stół był zastawiony różnymi przekąskami, przepitkami i alkoholem. W tle leciała całkiem dobra muzyka. Światło było odpowiednio ustawione do okoliczności. Z okna było widać pięknie oświetlone Stare Miasto i Wisłę. Za jakąś godzinkę impreza była już rozkręcona. Uczestnicy coraz chętniej sięgali po trunki wysokoprocentowe. Za kilka godzin byli już w stanie lekkiego, a nawet bym powiedziała, że ciężkiego zanietrzeźwienia.

Wyszłam na balkon z drinkiem w ręku. Podziwiałam niezwykły krajobraz. Patrzyłam na ludzi spacerujących o późnej godzinie po Bulwarach.

- Robi wrażenie, prawda? - powiedział nagle Daniel

- No muszę przyznać,że widok jest cudowny.

- Niby fajnie, ale jednak nudno się mieszka tutaj samemu.

- Mieszkasz sam?

-Tak. Rodzice kupili mi to mieszkanie na 18- naste urodziny. A teraz już pracuje i sam zarabiam.

- Gdzie pracujesz? Jeżeli oczywiście mogę spytać.

- Jasne. To żadna tajemnica. Jestem ochroniarzem w muzeum.

- Wow! Tego się nie spodziewałam – zaśmiałam się

- Dodatkowo od czasu do czasu pomagam tacie sprowadzać samochody zza granicy. To są całkiem sporę pieniądze. A i rodzice często mnie wspierają finansowo.

- To co robisz sam z taką kasą? Chociaż przepraszam. Nie powinnam o to pytać.

- Często podróżuje.

- Zazdroszczę Ci. Tak bardzo chciałabym jeździć sobie tak bez trosko. Marzy mi się zwiedzić całą Hiszpanię.

- Jadę tam niedługo!

- Serio?

- Tak. W sumie to brakuje mi kompana do wycieczek. Jeżeli byłabyś chętna to…

- Marzenie – zaśmiałam się

- Marzenia są po to, aby je spełniać -chłopak spojrzał na mnie kuszącym wzrokiem

Długo tak jeszcze rozmawialiśmy o mnie i o nim. Przyznaje, że dawno nie czułam się tak swobodnie. Na pełnym luzie opowiadaliśmy sobie o różnych sytuacjach.

- Wiesz co już długo tutaj siedzimy. Pójdę poszukać Bartka.

- Nie wiem czy to jest najlepszy pomysł.

- Jak to?

- Widziałem go jak szedł do jednego z pokoi z taką laską, która od dawna mu się podoba.

- No, ale to nic złego. Wiadomo, że ma koleżanki.

- Nie jestem pewien czy to jest tylko koleżanka. Od dawna z nią kręci i się spotyka.

- Ale on nigdy nie mówił o żadnej dziewczynie. Wręcz przeciwnie. Nawet na wesele naszych rodziców idziemy razem, ponieważ stwierdziliśmy, że bez sensu jest zapraszać kogoś na siłę.

- Słuchaj ja mówię tyle co wiem. To jest mój kumpel. Olka wyjeżdża za kilka dni do Nowej Zelandii do swojej matki. I wraca za miesiąc. Może dlatego nie miał z kim pójść i wziął Ciebie.

- Czyli chcesz mi powiedzieć, że posłużyłam jako zastępstwo?

- Słuchaj tego nie wiem, ale ostrzegam Cię ,ponieważ jesteś naprawdę fajną dziewczyną i nie chcę, żeby Cię skrzywdził. Wiem, że on za nią szaleje. I wątpię, żeby to się zmieniło na przełomie kilku dni.

- Poszukam go.

- Pójść z Tobą?

- Nie ma takiej potrzeby. Poradzę sobie. Jestem dużą dziewczynką.

Weszłam do środka. Zaczęłam szukać Bartka po całym mieszkaniu. Dotarłam do jednego z pokoi, który znajdował się na końcu długiego korytarza. Usłyszałam bardzo uczuciową rozmowę między chłopakiem, który wydawał mi się zupełnie inny, a jego koleżanką, przyjaciółką czy kochanką...Sama już tego nie wiedziałam. Powiedzieli sobie wiele czułych słów. Stałam za drzwiami jak wryta. Myślałam po co było to wszystko? Po co te kłamstwa, spotkania, nadzieje, rozmowy? Prawda była taka, że łączył nas tylko wspólny dom i nic więcej. Odeszłam stamtąd ze łzami w oczach.

- Daniel wiem,że to twoja impreza, ale może byśmy wyszli na chwilę się przejść?

- Jasne. Nikt nie zauważy, że mnie nie ma.

- Super.

Wyszliśmy z bloku. Długo szliśmy w zupełnej ciszy.

- Nad czym tak intensywnie myślisz? - zapytał chłopak

- Sama tak naprawdę tego nie wiem. Chyba po prostu jestem trochę oszołomiona całą tą sytuacją.

- Nie dziwię się.

- Ale nie rozmawiajmy już o tym. Chcę zapomnieć i się oderwać od tego.

- Jasne.

- Zainspirowałeś mnie tą Hiszpanią.

- Cieszę się.

Za godzinę wróciliśmy na imprezę. Bartek był wręcz oburzony, że poszłam sobie gdzieś. Nie zamierzałam z nim dyskutować. Wzięłam swoje rzeczy i wróciłam sama do domu. Gdy już się położyłam długo myślałam o dzisiejszym dniu. Było mi przykro, że Bartek zabawił się mną. Teraz zastanawiałam się tylko co zrobić z weselem. Iść z nim czy jednak nie? Może lepiej byłoby mi samej? Dobrze wiedziałam, że jego obecność przy mojej osobie będzie mnie irytować. Chciałam oszczędzić sobie nerwów i tego dnia cieszyć się razem z mamą i Albertem.

Coraz szybciej płynął dzień za dniem. I wreszcie dotarliśmy do 25 lipca. Towarzyszyłam mamie już od rana. Pojechałyśmy do kosmetyczki, fryzjerki. Pojechałam sprawdzić czy wszystko jest już zrobione w kościele i na sali. To do mnie należał nadzór nad tym wydarzeniem.

- Mamo przepiękne wyglądasz.
- Ty też córeczko. Jestem taka szczęśliwa – mama powiedziała ze łzami w oczach.

- Wiem.

- Denerwuje się, że coś nie wyjdzie.

- Słuchaj ja wszystko sprawdziłam i jest cudownie. Wszystko dopięte na ostatni guzik. Także nie masz powodów do smutku.

- A tata będzie?

- Tak. Już dotarli do hotelu i zaraz jadą do Urzędu.

- Szykuj się. Czekam u siebie. Jakby co to mnie wołaj.

Zamknęłam za sobą drzwi. Na korytarzu spotkałam Bartka wychodzącego z łazienki.

- Już gotowa?

- Tak.

- Jak tam nastój?

- Super.

- Tylko tyle?

- A co ma być?

- Przed nami cała noc.

- Tak. Ale spędzimy ją osobno.

- Ja zamierzam się z Tobą bawić do rana.

- No cóż. Ja nie.

Weszłam do swojego pokoju trzaskając drzwiami. Mówiłam sobie w myślach ,,NIE WOLNO CI SIĘ DZISIAJ DENERWOWAĆ’’.

Za półtorej godziny byliśmy już pod Urzędem Stanu Cywilnego. Przywitałam się z rodziną i znajomymi.

- Tato! - rzuciłam mu się na szyje

- Cześć kochanie.

- Tak się ciesze, że przyjechaliście. To był ciężki czas – powiedziałam uśmiechnięta

- Będzie pięknie bo Ty nad wszystkim czuwałaś.

- Hahah,dzięki za wiarę. Muszę już lecieć. Do zobaczenia później.

Za kilka chwil zaczęliśmy ceremonię. Było bardzo wzruszająco. Nie mogłam przestać się uśmiechać. Mama była taka szczęśliwa. Po zaślubinach goście zaczęli składać nowożeńcom życzenia, dawać prezenty, kwiaty. Na koniec ustawiliśmy się do wspólnego zdjęcia. Potem goście wsiedli do samochodów i autokaru i wszyscy udaliśmy się do domu weselnego na przyjęcie. Przywitała nas od progu orkiestra. Usiedliśmy do pierwszego posiłku. Obok Bartka była odwrócona winietka i jedno puste miejsce. Myślałam sobie, że to dziwne bo przecież wszystkie miejsca były zajęte i wszyscy goście dotarli. Próbowałam sobie przypomnieć kogo tam posadziłam. Jednak po paru minutach moje wszelkie wątpliwości zostały rozwiane. Chłopak wstał i czule przywitał się z kobietą. Była to Aleksandra. Nie mogłam w to uwierzyć, że jeszcze kilka godzin temu zapewniał mnie, że będziemy razem się bawić, a teraz staje przed nim jego ukochana i on udaje, że tego nie było. Dokończyłam jedzenie i poszłam się bawić. Tańczyłam z każdym. Bawiłam się najlepiej jak tylko mogłam. Zapomniałam o całej tej sytuacji. Już mnie to nie ruszało.

Zanim wszyscy się zorientowaliśmy impreza dobiegła końca. Wróciliśmy zmęczeni o 6;00 rano do domu. Poszliśmy spać. Małżonkowie jutro wieczorem wylatywali do Grecji na podróż poślubną, dlatego wieczorem musieli wstać i zacząć się pakować. Razem z Bartkiem odwoziliśmy ich na lotnisko. Jechaliśmy w doskonałych nastrojach. Cały czas rozmawialiśmy o ślubie, weselu, o naszych odczuciach. Pożegnaliśmy się. Wróciliśmy z mężczyzna do samochodu. Przez całą drogę nie odezwałam się do niego słowem. On natomiast opowiadał z wielkim podekscytowaniem o tym jak doskonale bawił się z Olką. Gdy wysiedliśmy pod domem weszłam do niego jak najszybciej i zatrzasnęłam za sobą drzwi. Miałam dość ciągłego ględzenia i słuchania jak to bardzo jest zakochany. Wieczorem tego samego dnia zaprosił kilku znajomych. Paru kolegów i koleżanki. Oczywiście wśród nich była jego ukochana oraz Daniel. Włączyli sobie muzykę i pili alkohol. Zeszłam w dresie na dół.

- O proszę! Kto tu zawitał – powiedział z ironią Bartek

- Cześć – powiedziałam zdenerwowanym głosem do wszystkich

Daniel uśmiechnął się do mnie i puścił oczko. Poszłam do kuchni. Wzięłam szklankę i nalałam sobie wody z cytryną. Na talerzu położyłam kilka drożdżowych rogalików z marmoladą i poszłam do siebie na górę. Postawiłam wszystko na stole. Włączyłam sobie odcinek serialu na Netflixie i zgasiłam światło. Nagle ktoś zapukał do moich drzwi.

- Proszę! - powiedziałam

- Mogę na chwilkę? - zapytał Daniel

- Jasne! Chodź – uśmiechnęłam się

- Co oglądasz?

- 13 powodów.

- O też to oglądałem. Całkiem spoko.

Chłopak przysiadł na łóżku.

- Może być. Nawet wciąga.

- Jak było na weselu? Wybawiłaś się?

- Było super. Dawno nie bawiłam się tak dobrze. Był to idealny czas, żeby spotkać się z całą rodzinką. Pogadać, pośmiać się.

- A Bar….

- Nie pytaj! To jest największy kretyn z jakimkolwiek miałam do czynienia.

- Słyszałem o tym co zrobił. Chwalił się fotkami i tym co robili.

- Tak myślałam.

- Nie przejmuj się. On od zawsze taki był.

- Już dawno przestałam. Ale czuje, że im dłużej to trwa tym jest gorzej do mnie nastawiony. A przecież to on zawinił, a nie ja. Wiec to ja powinnam być zła, a nie on.

- Dokładnie. Ale on kiedyś już przechodził różne chore akcje z dziewczynami. I to zazwyczaj wina była po jego stronie.

- To mi ulżyło – zaśmiałam się

- Przychodzę z pewną propozycją.

- O proszę! Jaką?

- Mój brat się żeni za dwa miesiące. Miałabyś ochotę mi potowarzyszyć?

- Z wielką chęcią.

- Bardzo się cieszę!

- Ja również. Uwielbiam z Tobą rozmawiać.

- Ja też. Myślę, że się na spokojnie dogadamy.

- Jestem tego pewna.

Rozmawialiśmy tak jeszcze parę chwil po czym Bartek wszedł wzburzony.

- No stary co Ty tutaj robisz?! Wracaj do nas.

- Rozmawiam.

- Z nią?

- Tak. Z Magdą.

- O czym Ty możesz z nią rozmawiać?

- Zdziwiłbyś się. Mamy o wiele więcej wspólnych tematów niż ja i Ty.

- To po co się ze mną kumplujesz skoro uważasz, że jestem taki zły?

- Nie jesteś zły. Po prostu ostatnio zachowujesz się beznadziejnie.

- Kim Ty jesteś, żeby mnie oceniać?

- Nikim.

- Dobra stary, nie kłóćmy się. Znamy się lata i chcesz przekreślić to wszystko z takiego powodu?

Stałam jak wryta czekając na dalszy rozwój sytuacji.

- Chłopaki najlepiej będzie jak wyjdziecie stąd.

- Chyba tak będzie najlepiej – skwitował Bartek

Obaj wyszli w ciszy. Zamknęli za sobą drzwi. Oszołomiona zdarzeniem zabrałam bluzę i wyszłam na zewnątrz. Szłam przed siebie aż do czasu, gdy zaczął padać deszcz.

- Wrrr… Nawet nie można już spokojnie pójść na spacer – powiedziałam zdenerwowana